Od wielu lat Szwedzi plasują się w pierwszej dziesiątce najszczęśliwszych narodów na świecie. Nie zaraz od razu na samej górze, walcząc o tytuł i miejsce na podium, ale, nawiązując do szwedzkiego lagom, czyli w sam raz, dokładnie na 10. miejscu. Co sprawia, że są tak zadowoleni z życia? Zapewne na narodowe szczęście naszych północnych sąsiadów składa się wiele czynników, jednym z nich są jednak bez dwóch zdań sötsaker, czyli słodycze.

Szwedzkie dolce vita

Szwedzi  należą do światowej elity w jedzeniu słodyczy. W ciągu ostatnich 50 lat podwoili swoją konsumpcję i obecnie znajdują się na pierwszym miejscu na świecie.  Rocznie pochłaniają ich około 16 kg. Przeciętna 4-osobowa szwedzka rodzina zjada tygodniowo 1,2 kg słodyczy.  Jak to możliwe? Bardzo prosto! Całoroczny szwedzki kalendarz usłany jest wręcz okazjami do dodatkowego słodkiego podjadania.

Słodkie Boże Narodzenie

Zacznijmy od największego święta słodyczy w Szwecji, czyli okresu Bożego Narodzenia, kiedy to sprzedaż ciast, ciastek i cukierków jest największa w całym roku.  Od lat 90. 9 grudnia swoje święto obchodzą pepparkakor, czyli pierniczki. Aromatyczne ciasteczka, pachnące cynamonem, goździkami i imbirem  właśnie w tym okresie przygotowuje się już na Boże Narodzenie.  Co ciekawe w samym przepisie nie ma już wspomnianego w nazwie peppar czyli pieprzu.

W okresie Bożego Narodzenia swoje triumfy święci też kola i knäck, czyli twarde karmelki z dodatkiem orzechów, chętnie przygotowywane w domu ze względu na łatwość wykonywania. Jeśli macie ochotę spróbować sami, polecam ten przepis bez względu na porę roku, bo knäck zawsze smakuje bosko!

Przedwielkopostna rozpusta

Przed rozpoczęciem  okresu wielkopostnego Szwedzi również mają okazję do słodkich przyjemności, świętując Fettisdagen, odpowiednik naszego Tłustego Czwartku. W Szwecji święto to przypada zawsze we wtorek i obchodzi się go zajadając kardamonowe bułeczki z nadzieniem marcepanowym i bitą śmietaną – semla. W ostatnich czasach popularność Fettisdagen jeszcze bardziej wzrosła, a to za sprawą modnych kucharzy i cukierni oferujących zmodyfikowane wersje semli w formie zawijanego naleśnika, eklera, bajgla, cupcake’a, koktajlu a nawet hot-doga. Guru szwedzkiej etykiety, Magdalena Ribbing,  radzi nawet w swoim programie telewizyjnym, jak poprawnie jeść  semlę, żeby nie popełnić faux-pas.

Marcowe obżarstwo

Niecały miesiąc później, 25 marca Szwedzi obchodzą Våffeldagen. To właśnie tego dnia bezkarnie objadają się ociekającymi konfiturą i bitą śmietaną  goframi, najlepiej tymi tradycyjnymi w kształcie serca. I chyba nie ma tu wielkiego znaczenia, że początkowo tego dnia świętowano Vårfrudagen, czyli Zwiastowanie Najświętszej Maryi Panny, a sama nazwa Våffeldagen pochodzi prawdopodobnie z niedbałej lub dialektalnej wymowy maryjnego święta. No i tym sposobem powstała kolejna okazja do słodkiego celebrowania życia.

Jesienna biesiada

kanel-vs-semla
Już jesienią, 4 października, obchodzony jest w Szwecji Kanelbullens dag, czyli dzień cynamonowej bułeczki, bez której przeciętnemu Szwedowi trudno byłoby wyobrazić sobie codzienne życie.  I chociaż święto jest całkiem nowe, bo celebrowane dopiero od 1999 roku, to już znalazło sobie grono wiernych fanów nie tylko w samej Szwecji ale i na całym świecie.

Małe co nieco przy każdej okazji

Przedstawiając słodki kalendarz  Szwedów nie sposób nie wspomnieć o dwóch zakorzenionych już na dobre w szwedzkiej tradycji fenomenach, niezależnych od daty i pory roku.  Pierwszy z nich to oczywiście fika, czyli tradycyjne spotkanie przy kawie i słodkim poczęstunku. I chociaż obecnie większość Szwedów zadowala się słodką bułeczką i kawą, to wierne tradycji gospodynie domowe nadal  serwują  sju sorters kakor, czyli siedem rodzajów ciasteczek. Zwyczaj ten wywodzi się z okresu rozpowszechniania picia kawy w Szwecji, który przypadał na XVIII-XIX w.  Kobiety w tym czasie nie były mile widzianymi gośćmi w kawiarniach i spotykały się w swoim gronie w domach, podając współtowarzyszkom do kawy właśnie ciasteczka. Siedem rodzajów wypieków na stole świadczyło o dobrych manierach, mniejsza liczba oznaczała skąpstwo, a większa rozrzutność gospodyni. I znów kłania nam się pojęcie lagom.

Drugim fenomenem współczesnej Szwecji są plockgodis, czyli torebki cukierków sprzedawanych luzem na wagę, które można sobie samemu skomponować według uznania. I choć cukierki sprzedawane były w Szwecji już od lat 30. XX w., to dopiero w 1985 roku, gdy zezwolono na samodzielne komponowanie mieszanki i wybieranie poszczególnych rodzajów cukierków samemu, ich sprzedaż zaczęła bić prawdziwe rekordy. W ostatnim czasie jeden z producentów przedstawił nawet listę najlepiej sprzedających się wyrobów. Nie brakuje na niej owocowych żelków w każdej postaci, cukierków o smaku lukrecji i coli oraz czekoladek i krówek.  Z drugiej strony nikogo też nie dziwią zasłyszane przy półkach ze słodyczami zapewnienia rodziców tłumaczących swoim dzieciom, że na cukierki muszą poczekać do soboty. Dlaczego? Bo nadal dość powszechnie panuje tam wprowadzona w latach 50. i 60. zasada lördagsgodis, według której dzieciaki jedzą słodycze tylko w soboty. Ma im to podobno zapewnić zdrowe zęby i mniejszą ilość wizyt u dentysty.

Jak widać, codzienna fika, cotygodniowe lördagsgodis oraz częste święta, podczas których królują słodkości, potrafią uprzyjemnić życie.  I gdzie w tym wszystkim znaleźć czas na odchudzanie? No nie da się! Może to też jeden z powodów, dla których przeciętny Szwed jest szczęśliwy??!